Mars i Wenus, Oskar i Alma, Marc i Bella, Bob i Sara,
Paul i Linda, Georg i Elke, Zdzisław i Yola. On i Ona, wrocławskie małżeństwo
artystyczne, ze sobą i ich pasją do sztuki od ponad czterdziestu lat. Najpierw
uczęszczali do wrocławskiego Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych, gdzie byli
w tej samej klasie; zaraz potem, w czasie stanu wojennego, wzięli ślub i
kolejne lata studiowali malarstwo w Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu w
pracowni profesora Józefa Hałasa. On został w swojej uczelni jako mentor
dzielący się swoją wiedzą z młodzieżą artystyczną. Ona stała się animatorką
życia kulturalnego, prowadząc Salonik – miejsce dla muzyki i sztuki w
Obornikach Śląskich. Ale ponad wszystko oboje są malarzami. Sztuka zdominowała
ich otoczenie i dni powszednie; największy pokój w ich domu jest pracownią,
garaż, gdzie przez jakiś czas był samochód, stał się magazynem obrazów, książki
o sztuce i katalogi wystaw rozpychają się wszędzie, w domu unosi się zawsze
zapach farb olejnych i żywicznej terpentyny.
Nitka i Nikt są artystami pokolenia lat 80. XX w.,
przypisani do ruchu europejskich i amerykańskich twórców, takich jak: Georg
Baselitz, Anselm Kiefer, Julian Schnabel lub Enzo Cucchi, którzy zaznaczyli
swoją obecność w ówczesnym rozdziale historii sztuki, proponując obrazy
ekspresyjne, narracyjne i eklektyczne. We Wrocławiu, obok nich, w tej
stylistyce tworzyli również Krzysztof Skarbek, Eugeniusz Minciel i grupa Luxus.
Zbuduj
most i niech się zawali, według Jego i Jej to sentencja, która
stanowi zrozumienie idei i kreacji twórczej. W sztuce rację bytu mają dzieła
nieprzewidywalne i wywołujące efekt zaskoczenia. Współczesna sztuka nie wymaga
komentarza ze strony twórcy. Malarz nie musi być również postacią społeczną czy
opiniotwórczą. Owszem, artysta może zbudować most, lecz jeśli ma się stać on
dziełem sztuki – musi runąć w nurt rzeki.
Tekst: Edyta Mordka, NFM