23 września – 16 października 2021
Vivid Gallery, Wrocław, Plac Kościuszki 4
Maciej Mulak: Opór i Poddanie – rozważania i refleksje
ku pamięci Macieja Kasperskiego
Małe jest to, co zwyciężamy, pomniejsza
nawet powodzenia, M. Rilke
W niniejszym opracowaniu, dedykowanym pośmiertnej
wystawie Macieja Kasperskiego „Opór i poddanie”,
starałem się, jako przyjaciel, wiernie pośredniczyć
w przekazaniu Czytelnikom Jego ostatnich idei,
twórczych pomysłów i planów. Zawarte tu refleksje
mają więc charakter osobistego poszukiwania.
Wyrosły one na kanwie wspólnych rozmów o lekturach,
filmach, podcastach o filozofii buddyjskiej, uważności,
wolności i sztuce. Przed swoim nagłym odejściem
Maciej intensywnie żył tym projektem przez dłuższy czas.
Nie dane Mu było dokończyć go osobiście, ale na pewno
pozostaje jego duchowym patronem.
Wystawa jest „domknięciem” jego ostatnich,
cierpliwych, artystycznych zmagań.
Początkowo zostałem poproszony przez Przyjaciela
o próbę interdyscyplinarnej interpretacji zagadnienia
„Oporu i poddania”, bardziej od strony nauk przyrodniczych,
w szczególności fizyki, którą się zawodowo zajmuję.
Miała to być próba interpretacji w duchu podejścia Trzeciej
Kultury (Nowego Renesansu) Johna Brockmana,
bratającego humanistów i przedstawicieli „branży ścisłej”
w poszukiwaniu nowych sensów w opisie Rzeczywistości.
Im intensywniej jednak zgłębialiśmy temat, tym okazywał
się on coraz bardziej fundamentalny. Maciej już dawno
temu, intuicyjnie, duszą artysty i syntetycznym myśleniem,
wyczuł tą uniwersalność. Dlatego zapewne tak nalegał,
aby go niestrudzenie kontynuować. Niespodziewane
i szokujące odejście naszego Przyjaciela nadało temu
przedsięwzięciu zupełnie nowy, bardziej otwarty wymiar.
W miejsce materialnego, bardziej psychologiczny
i – nazywając to wprost – duchowy.
Opór i poddanie szczególnie wyraźnie, wręcz zmysłowo,
namacalnie, dochodzą do głosu w pracy ceramika.
Palce rzeźbiarza ugniatają tkankę gliny, tworzywa,
które poddaje się. Twórcze napięcie jest zatrzymane,
„zamrożone” w materiale rzeźby. To subtelna gra, zapewne
inna niż przy pracy w kamieniu. W glinie być może bardziej
ujawnia się dialog materii i twórcy. Z tego konfliktu rodzi
się w syntezie nowa jakość, dokonuje się transformacja,
powstaje niepowtarzalna forma.
Z oporu i poddania rodzi się równowaga, symetria,
piękno i – Maćka ulubiony – „design”. Jednak
Opór i poddanie stanowiły dla Maćka coś
znacznie głębszego i uniwersalnego: sam fundament,
procesu twórczego, archetyp leżący u podstaw widzialnych
postaci sztuki. Widział w ich zmaganiu esencję wszystkich
bolesnych etapów powstawania dzieła artystycznego,
czy to malarskiego, muzycznego, literackiego, czy
oczywiście, ceramicznego. Rozszerzał to na pole nauk
ścisłych, z którymi sympatyzował, na dokonania w fizyce,
czy matematyce. „Opór i poddanie” rozumiane były przez
Maćka, w pewnej analogii, jako działanie (pokonywanie
przeszkód)i kontemplacja (stan pełnej akceptacji,
pogodnego poddania). Błędem byłoby jednak patrzeć
na nie dualnie, przeciwstawnie! Najważniejszym jest
zapewne spójnik „i”. Owo powstanie czegoś nowego
poprzez destrukcję starego. Ewangeliczne ziarno pszenicy,
które musi obumrzeć, aby wydać plon, apoptoza,
naturalna śmierć komórki, która daje miejsce nowemu
życiu. Odpuszczenie, poddanie, nie stawianie oporu
– to nie klęska. Dotyczy to też przemiany duchowej,
metanoi, zmiany myślenia. Nikodem z przypowieści
ewangelicznej usłyszał od Jezusa, że musi narodzić się
powtórnie, a zatem wewnętrznie wpierw obumrzeć.
W starciu oporu i odpuszczenia ma narodzić się nowy
człowiek. Maciej, w swoich refleksjach, oprócz własnego,
długoletniego doświadczenia ceramika, opierał się na
literaturze fachowej, przyswojonej wiedzy psychologicznej,
filozofii pierwszych chrześcijan (Opowieści Ojców i Matek
Pustyni), książkach o duchowości buddyjskiej, w tym
uważności (sati / Mindfulness), w końcu na osobistej
praktyce Tai Chi i jogi. Zagadnienie „Oporu i poddania”
fascynowało Przyjaciela też od strony neuronauki.
Jego ostatnie prace dotyczą fenomenu świadomości.
Podejrzewamy, że ostatnia seria rzeźb jest bezpośrednią
kontynuacją i ostatecznym zwieńczeniem „Oporu
i poddania”. Zbliża się w nich przez Sztukę do wielkiej
tajemnicy Świadomości, do obszaru gdzie nauka
wciąż wydaje się jeszcze błądzić.
W perspektywie psychologicznej temat oporu i poddania,
walki i akceptacji uwypukla się w ludzkim życiu najczęściej
w sytuacjach granicznych, o których pisał Karl Jaspers.
Siła poddania, nie-stawiania oporu widoczna jest
w postawie Jezusa, Buddy, ale też w osobach Mahatmy
Ghandiego, Martina Lutera Kinga. Wznieśli się oni ponad
dualność „reaktywności i poddania”, pojednali te bieguny,
osiągając jakościowo nowy, niekiedy heroiczny, stan umysłu.
Wspomnijmy tu Victora Frankla, który z perspektywy obozu
zagłady stwierdził, że człowiek choć poddając się zawsze
ma wybór ostatecznego sensu. Amerykański admirał
Stockendale siedem lat niewoli wietnamskiej i tortur
przetrwał dzięki lekturze pism stoików, którzy zgłębiali
subtelne współgranie woli i poddania. Poddanie się
nie jest kapitulacją. Jest nową, trzecią „drogą rzadziej
przemierzaną”, jak ujął to G. Scott Peck. Ego, małe „ja”
ustępuje wtedy miejsca dużemu „Ja”, Jaźni, która już
nie dzieli i nie wartościuje, a scala. Ze współczuciem
(tajemniczym uśmiechem Buddy) obejmuje ona całą
Rzeczywistość w jej „takości”. To koniec dualnego widzenia
świata. Opór (revenge), ustępuje poddaniu (mercy)
i rodzi się miłość (love), synteza. Materia, humus, brata się
z Duchem (o takiej ewolucji od materii do ducha pisał
być może Teilhard de Chardin). Zagadnienie „śmierci ego”,
szczególnie „ego artysty” nurtowało Maćka istotnie.
Jak uważał, ego musi być wyjątkowo mocne (to konieczne
dla procesu twórczego), ale ostatecznie powinno zostać
poddane, opuszczone, twórca powinien zanurzyć się
w ducha, przejść od małego „ja” do Jaźni.
Idź, usiądź
w swojej celi, a ona cię wszystkiego nauczy,
hasło pierwszych chrześcijańskich mnichów z Pustyni
Egiptu i Syrii, jest niczym buddyjski koan. Poniekąd skupia
w sobie nasz paradoks, próbę myślenia właśnie niedualnego.
Dziś, w naszym hiperaktywnym świecie brzmi jak
„prowokacja w biały dzień”, rada wzbudzająca raczej
uśmiech politowania. A jednak, najnowsze badania mózgu
i terapie poznawczo-behawioralne (trzeciej fali), w tym
terapia ACT (Acceptance and Commitment Therapy),
potwierdzają niezbicie prawdziwość takich paradoksalnych
intuicji i podejścia do problemów. „Mniej, czyli więcej”,
„wolniej czyli dalej”. Ma to jednak sens tylko wtedy,
gdy wyjdziemy poza nasze dualne, oceniające, racjonalne
ego, kiedy opuścimy naszą codzienną krzątaninę
(wynikającą często z poczucia pustki i lęku), gdy się
wreszcie poddamy. Opór i jednoczesne poddanie,
rozumiane niedualnie, mogą prowadzić do nowej jakości,
wyjścia poza schematy, poza zamkniętą twierdzę małego
„ja”. Psychiatria nie pozostawia złudzeń: warunkiem
koniecznym autentycznego powrotu do zdrowia
(choć może nie wystarczającym) jest pełna akceptacja
i pojednanie (poddanie). Prowadzi to do integracji osoby
na nowym, wyższym poziomie mentalnym. Studiowanie
tych zagadnień i myślenie o coraz wyższych poziomach
świadomości były Maćkowi bliskie. Świadczą o tym jego
ostatnie lektury i niedokończony cykl rzeźb – splątane
hierarchie świadomości, niczym warstwy ścięgien,
napiętych w twórczym potencjale, w opozycji.
Wielu psychologów uważa, że kreatywność pojawia się
jako „doświadczenie konfrontacji, spotkania” (Rollo May),
czy „skrzyżowanie tego co dziecięce (opór) z tym co
dojrzałe (pogodna akceptacja)” (Howard Gardner).
Ten aktywny styk oporu i poddania, mający charakter
erupcyjny. i sejsmiczny, prowadzący do aktu twórczego,
to owoc długich zmagań pomiędzy ego i świadomością
(Jaźnią). Archetypicznym obrazem jest tu klasyczne dzieło
Michała Anioła z Kaplicy Sykstyńskiej, ukazujące poddanie
ego człowieka (Artysty?) samemu Stwórcy, którego nie
może jednak dotknąć. Temat ten bardzo Maćka frapował.
Poddanie to przyzwolenie na to aby pole możliwości
rozszerzało się i zdołało zawrzeć w sobie nowe,
nieoczekiwane, w tym wszystkie zaskakujące nas
„Czarne Łabędzie”, które tak dramatycznie i długofalowo
zmieniają nasze życie. To również zaproszenie do naszej
codzienności, chaosu i niejednoznaczności. Tylko to,
zdaniem znawców tematu, rodzi wolność i czyni
twórczość możliwą. Na pewno nie skostniałe,
zamknięte na Rzeczywistość dogmaty.
Znając stosunek Maćka do życia sądzę, że prowadzi nas
pewnym tropem. Kluczem wpisanym organicznie w hasło
„Opór i poddanie” jest paradoks i poczucie absurdu.
Nie bez powodu Maćkowi tak bliski był angielski „czarny
humor”, skecze Monty Pythona na granicy dobrego smaku,
koany buddyjskie, pozornie niezrozumiałe apoftegmaty
Starców Pustyni, poematy chińskich taoistów.
Paradoks jako „prawda, która stanęła na głowie, żeby
zwrócić na siebie uwagę”. Absurd, jako nieunikniona
granica, po której można odkryć coś zupełnie nowego.
Ikonicznym przykładem byli dla Maćka herosi, twórcy
mechaniki kwantowej (nobliści: Bohr, Planck, Heisenberg,
Schroedinger, Dirac), którzy zderzając się ze ścianą absurdu,
paradoksu i niezrozumienia (np. w falowej naturze cząstek
materialnych) zaakceptowali je, przyzwyczaili się do nich
i dostrzegli w nich możliwość zupełnie nowego rozwoju.
Zrobili to przez pełne desperacji zerwanie z kartezjańskim
myśleniem dualnym, mierząc się z prawami natury niczym
buddyjscy mnisi z nierozwiązywalnymi na pewnym poziomie
mentalnym koanami. Swój sukces zawdzięczali zbrataniu
przeciwieństw. Taoistyczny symbol Yin Jang stał się
„naukowym herbem szlacheckim” Nielsa Bohra,
przyznanym mu w dowód uznania za jego osiągnięcia.
Koncepcje komplementarności były bliskie Wernerowi
Heisenbergowi, co opisuje w swojej książce „Część
i całość”. Noblista Gell-Mann przewidując istnienie
kwarków studiował ośmiostopniową ścieżkę jogi.
Louis de Broglie zaproponował falową naturę materii
niczym poeta, przez analogię do własności światła,
z przyczyn wręcz estetycznych, wynikających z symetrii
Natury. Pokonanie granicy dualnego myślenia, zaniechanie
przeciwstawiania oporu i poddania, prowadzi do syntezy,
do jakościowego przeskoku, „błysku” (jak mówią
psychologowie), zmiany paradygmatu w postrzeganiu
otoczenia.
Przyzwolenie na poddanie, zaniechanie oporu
prowadzić też może do psychologicznego doświadczenia
„twórczego przepływu”. Wtedy samo narzędzie jakby
nieświadomie kieruje ręką artysty. A prowadzić może do
nieoczekiwanych rozwiązań. Jest to „zatracanie siebie”,
swojego małego „ja” i połączenie się z dziełem,
kontemplowanym obiektem, lub z Przyrodą. Donoszą
o tym z pewnym niedowierzaniem performerzy jazzowi
„zaskoczeni tym, co grają”. Podkreślają przy tym jak ważne
jest wsłuchanie się w tworzywo (również ceramiczne,
co potwierdzi z pewnością wielu twórców), zaniechanie
kontrolowania wszystkiego w sposób świadomy.
To zresztą byłyby próby daremne – aby motyl usiadł nam
na ramieniu musimy cierpliwie czekać. Zapewne tylko tak,
z pokorą „Początkującego”, adepta otwartego na wiele
możliwości, a nie Eksperta mającego na myśli jedno
schematyczne rozwiązanie, można odkryć coś nowego
(Deitero Suzuki Umysł Zen, Umysł Początkującego).
Poddający się umysł „niewiedzy” (Obłok niewiedzy,
traktat mistyczny z XII w.) to źródło wszystkiego co nowe.
Potwierdzają to też wielcy przyrodnicy, matematycy i fizycy
– wizjonerzy, od Archimedesa, przez Galileusza, Keplera,
Newtona, Leibniza, aż po Einsteina czy Mandelbrota,
odkrywcy fraktali, którzy nie obawiali się spojrzeć na
rzeczywistość fizyczną w zupełnie inny sposób.
Poddanie
się, nie stawianie oporu u osób twórczych jest jednocześnie
destrukcją ich świata konceptualnego, ale ich siła pozwala
im przebrnąć przez ten stan i wejść w nowe. Towarzyszy
temu etap przygotowań, który musi doprowadzić do
stanu otwartości umysłu. W trakcie zmagań pojawia się
świadomość, że istniejące pomysły, programy, konteksty
są już niewystarczające. Pojawia się twórcze „nie wiem”.
Znawcy tematu piszą, że często towarzyszy temu „palące
pytanie”, trawiące twórcę bez ustanku. Pozwala ono na
utrzymanie otwartego umysłu przez dłuższy czas, tak aby
uzyskać wgląd, nagłe rozwiązanie problemu. A więc otwarty
umysł i palące pytanie, poddanie i opór, stwarzają warunki
prawdziwego postępu. Widać to w biografiach gigantów
nauki czy literatury. Izaak Newton potrzebował 20 lat
by w końcu w twórczym zrywie opublikować stare wyniki
w postaci wiekopomnych „Principiów”. Stało się to za
namową E. Halleya i po akceptacji jego nalegań.
Wielu wybitnych fizyków i matematyków zgłaszało
problem „przejścia od pomysłu do formy” (tak bliskiego
zapewne ceramikom!). Einstein mozolnie poszukiwał
równań Ogólnej Teorii Względności, J.C. Maxwell kultowych
równań pola elektromagnetycznego. Kiedy fizycy Niels
Bohr, Louis de Broglie czy Werner Heisenberg wyprowadzali
pierwsze szokujące zależności świata kwantów, wydawały
się one zupełne absurdalne – przez to jednak, jak
stwierdzali, gwarantowały one prawdziwy postęp!
O podobnych zmaganiach twórczego oporu i poddania
pisali herosi sztuki i kultury, T. S. Eliot, Rabindranath
Tagore, Yehudi Menuhin czy Darwin. Wszyscy bez wyjątku
na dłuższy czas zaniechali swojej cennej twórczości,
„poddali się oporowi”, tylko po to aby, po latach powrócić
z najbardziej płodnymi i oryginalnymi ideami.
Jak stwierdzali, okres pozornego zawieszenia,
„bezczynności”, „biernej kontemplacji”, czas relaksu,
był bardzo potrzebny, może kluczowy, aby zainkubować
„jajo wglądu” w procesie nieświadomego przetwarzania
nowego pomysłu, niewyuczonego bodźca, sprzeczności,
czy wieloznaczności.
Myślę, że praca ceramika, uważne
formowanie gliny, wsłuchanie się z szacunkiem w jej
wewnętrzną tkankę, dynamikę, podążanie za nią,
naprzemienny opór i poddanie, to esencja pracy Maćka.
Przypomina to „pisanie ikon” w tradycji Prawosławia,
które się bardziej odkrywa niż tworzy. Za T.S. Eliotem:
„Aby dotrzeć do miejsca w którym nie wiesz co dalej,
musisz podążać drogą ignorancji”. Ważna jest jednak
droga, nie cel. Cierpliwie przemierzanie drogi było dla
Maćka charakterystyczne. Plan, dokładność, dbałość
o szczegół, wytrwałość w etapach tworzenia ceramiki,
wypalania, ponoszenia porażek i podnoszenia się z nich.
Jedną z ulubionych książek Przyjaciela był Droga Czuang
Tzu w interpretacji Thomasa Mertona. To hołd złożony
przez chrześcijańskiego mnicha chińskiemu taoiście
z trzeciego wieku przed Chrystusem. Maćkowi bardzo
odpowiadała spontaniczna, nienapuszona mądrość
Chuang Tzu, odnalazł w niej głębię i klimat własnej
duchowości, odkrywając, że życie zgodne z Tao i życie
poddane woli Bożej mają podobny rytm i smak.
Opór
i poddanie to zatem pojednanie przeciwieństw, zbratanie
dwóch biegunów. Oddaje to stan, kiedy „naiwny”, otwarty
i chłonny umysł Początkującego jest gotowy na przyjęcie
nowego, nieoczekiwanego, czegoś co nie daje się wcześniej
nawet wyobrazić. W znanej arabskiej przypowieści Mułła
Nasruddin gorączkowo szukał kluczy w świetle latarni,
tylko dlatego, że było tam jasno. I my podobnie unikamy
rozwiązań problemów wymagających znalezienia nowego
kontekstu lub wydobycia nowego znaczenia
z transcendentalnego obszaru możliwości. Tam już
bezpieczne światło latarni nie pomoże, klucz znajduje
się w domu, skryty w ciemnościach tego co nieświadome.
Jak tam dotrzeć? Przez odprężenie, nie-działanie,
kontemplację i poddanie się.
Jak pisze franciszkanin
Richard Rohr, którego z Maćkiem ceniliśmy za otwartość
i „buddyjskość”, przeciwieństwem racjonalnego nie zawsze
jest irracjonalne. Rozważanie tylko dwóch opcji to
przekleństwo Kartezjusza. Istnieje trzecia opcja – to
rozwiązanie trans-racjonalne, coś, co przekracza możliwości
umysłu racjonalnego. Do sfery doświadczeń trans-
racjonalnych należą śmierć, cierpienie czy nieskończoność.
Zbliżają się do niej tylko mity i dojrzałe formy wiary.
To, co trans-racjonalne, intuicyjne jest zdolne przenieść
nas do otwartego systemu i obszaru o horyzoncie znacznie
szerszym niż racjonalistyczny. Wtedy umysł przestaje być
więźniem małej i ograniczonej przestrzeni. Z kolei umysł
wyłącznie racjonalny jest zawsze dualistyczny, nie potrafi
przetworzyć miłości i cierpienia, albo im zaprzecza albo
kogoś za nie obwinia. Przykładem zachowania trans-
racjonalnego może być postawa Roberta Beniniego
w ulubionym filmie Maćka Życie jest piękne, w którym
bohater chroni psychicznie swojego małego syna przed
okrucieństwem obozu zagłady, symulując „udział
w zabawie”. Jak pamiętam, Maciej wspominał też
„angielski dystans” i dowcip Thomasa Morusa, który
idąc na ścięcie owinął szyję szalem. Na pytanie kata,
po co, odrzekł, że „twoim zadaniem jest mnie zabić,
ale moim dbać o zdrowie”. W drodze na szafot dał
jeszcze dalszy popis brytyjskiego humoru prosząc kata,
by pomógł mu wejść na stopnie, „bo zejdzie już sam”,
a w końcu podwinął bujną brodę, by uchronić ją przed
ścięciem („ona przecież nie obraziła króla”).
W każdym
prawdziwe twórczym procesie, w sztuce czy w nauce,
znajdziemy zderzenie, bolesną konfrontację wysiłku
i poddania, pracy i konieczności relaksacji, agonię zmagań
i odkrywcze „aha”. W jedności przeciwieństw rodzi się
nowe. Opór i poddanie to teza i antyteza tego świata,
prowadzi do nowego, do syntezy. W analogii, równowaga
w działaniu i byciu to esencja mindfulness, które właśnie
w byciu chroni nas przed nadmierną reaktywnością.
Tego Maciej szukał w Tai Chi, jodze i medytacji. Poddanie
się „nurtowi wydarzeń”, życia, to jeden z przystanków
w Drodze do Wolności poematu Dietricha Boenhoffera,
którego Maciej bardzo cenił. Protestancki teolog apelował
z celi śmierci: „porzuć strach i wahanie, wejdź w nurt
wydarzeń, a wolność pełna radości wyjdzie Ci naprzeciw,
aby spotkać twego ducha”. Pamiętam też, że Maciej
przywoływał tu przykład charakterystycznego, skromnego
ubioru ekspresjonistów z początku 20-stulecia (czarny
garnitur i krawat), który kontrastował z ich szalonym
stylem życia i jeszcze bardziej szaloną twórczością.
Poddawali się oni sile twórczych, nieokiełznanych idei,
ale tylko w pewnych rygorystycznych, definiujących je
ramach. Opór i poddanie odbija się wreszcie w bliskim
Maćkowi skupianiu się na jednym detalu, staranności
i perfekcji w szczególe (jak w ulubionej Macieja Księdze
herbaty Kakuzo Okakury), a z drugiej strony w odważnie
zakrojonych projektach, z pełnym, niekiedy
niekontrolowanym poddaniem się inspiracji.
Nasz Przyjaciel traktował małe rzeczy śmiertelnie poważnie,
a wielkie z lekkością ducha. Tak jak japońscy samurajowie
żyjący według kodeksu Bushido. Ceramika Maćka pięknie
oddaje te aspekty. Postrzegamy odejście Macieja jako
Ostateczne Pęknięcie w naszej wspólnej codzienności,
które może być jednak sklejone przez naszą przyjaźń, jak
w wielowiekowej japońskiej tradycji naprawy uszkodzonej
ceramiki przy użyciu złota, zwanej kintsugi,
którą Maciej się pasjonował.
Autor tekstu dziękuje Agnieszce, żonie Maćka,
za wsparcie w pracy nad niniejszym opracowaniem
oraz Jackowi Dziubińskiemu, Przyjacielowi i artyście
za merytoryczne uwagi i inspirujące dyskusje.